Morsowanie i sauna, czy to dobry duet?

Mamy końcówkę jesieni, ale pogoda wskazuje na to, że sezon na morsowanie powoli się zaczyna. Dlatego chcę Wam napisać o super połączeniu – morsowanie i sauna. Może uda Wam się skorzystać z takiego duetu w tym sezonie „na morsa”.

Skąd pomysł na takie połączenie?

Nie będą tu przytaczać praktyk czy teorii na temat morsowania z saunowaniem. Skupię się na tym, dlaczego nasza grupa morsujących zdecydowała się na takie połączenie.

Morsujemy w miejscu, gdzie nie ma tzw. „plażowej infrastruktury”. Co znaczy, że przebieramy się na trawniku, niedaleko zbiornika, w którym zażywamy lodowatych kąpieli. Gdy było mroźno i wietrznie, ubieranie się na zewnątrz, gdy ciało jest zziębnięte po morsowaniu, nie należało do przyjemnych. Dodam, że wg mnie jest to jedyny, nieprzyjemny aspekt morsowania. Bo generalnie morsowanie jest super! I nie tylko chodzi o mega dobre samopoczucie, ale też o poprawę zdrowia i inne rzeczy, o których przeczytacie w naszym wpisie – LINK

Saunę też lubimy i wiemy, że służy osobom uprawiającym sport – TU możecie o tym przeczytać. Marzyliśmy więc o ogrzewaniu się w saunie po morsowaniu. Ale że nad stawem, w którym morsujemy, nie było takiego „gorącego miejsca”, to ratowała nas tylko gorąca herbata.  Ale marzenia są od tego, żeby je spełniać!

Nasz pierwszy raz – morsowanie i sauna

Jako że pomysł na wygrzewanie się w saunie po morsowaniu, ciągle tlił się w naszej grupie miłośników zimnych kąpieli, to wpadliśmy na pomysł. W Walentynki br. znaleźliśmy miejsce do morsowania, przy którym można było wynająć mobilną saunę. Tak, tak. To sauna w kształcie przewróconej beczki na kółkach, którą można przewieźć w dowolne miejsce. Mówię Wam rewelacja! A że sauna jest 8 osobowa, a nasza grupa morsujących liczyła dokładnie tyle osób, to wynajęliśmy na godzinę, na swój użytek, całą saunę. Było bosko! Gdy tylko weszliśmy po morsowaniu do rozgrzanej sauny, to endorfiny od razu buchnęły. Osoby morsujące wiedzą, jak morsowanie fantastycznie pozytywnie wpływa na humor. Uwolnione endorfiny i dopamina szaleją, a sauna to podwaja – serio! Jeśli jesteście zmęczeni jesienną lub zimową aurą, a do tego macie słabe samopoczucie, to duet morsowanie i sauna sprawią, że „poczujecie, że żyjecie” 🙂

Krok po kroku, czyli jak to wygląda w praktyce

Przed Walentynkowym morsowaniem próbowałam znaleźć w sieci, w jakiej kolejności wchodzi się do wody i do sauny. Co z butami neoprenowymi, czapkami, itp. – zwłaszcza, że w planie były dwa zanurzenia w przeręblu, między którymi miało być wygrzewanie w saunie. W końcu poszliśmy na żywioł. A nasz rozkład wyglądał następująco: najpierw standardowa rozgrzewka, czyli podskoki, przysiady, pajacyki itp., potem morsowanie, następnie sauna, morsowanie i sauna. Przy pierwszym wejściu do sauny nie zdejmowaliśmy ani czapek ani neoprenów. Nie wiem czy to dobrze, ale tak zrobiliśmy i nic nam się nie stało 🙂 Ogrzaliśmy się około 10 minut i znów poszliśmy do zimnej wody. Tym razem na krócej. A potem – zdjęliśmy z siebie zbędne rzeczy i świetnie bawiliśmy się w saunie, aż minęła godzina.

I co dalej?

Okazało się, że do miejsca w którym standardowo morsujemy, też można zamówić mobilną saunę! Więc korzystamy i korzystać będziemy nadal.

Kilka informacji praktycznych o mobilnej saunie

W mobilnej saunie zmieści się maksymalnie 8 osób. Można wynająć całą, ale jest też opcja, żeby wykupić pojedyncze miejsca i wówczas saunować z nowymi kolegami morsami 🙂 My rezerwujemy saunę w Gorące Koła. Na pewno jeżdżą w kilka miejsc w Warszawie i jej bliskich okolicach. Cena wynajęcia od osoby to 20-25zł, w zależności od miejsca i 150-180zł za saunę na wyłączność. Sesja trwa 1 godzinę.

Jak już pisałam, bardzo polecam takie rozwiązanie. Można połączyć dobroczynne działanie morsowania i sauny, ubrać się na koniec, nie odnosząc wrażenia, że zaraz odpadną palce u rąk i nóg, a przede wszystkim świetnie się bawić i czerpać energię na cały kolejny tydzień.