Krytyka
Nikt nie lubi słów krytyki. Nie oszukujmy się. Nawet jak twierdzimy, że konstruktywna krytyka jest nam potrzebna do rozwoju, to jednak i tak wolimy te miłe słowa pod naszym adresem. Ja też lubię komplementy, ale to dzięki negatywnej opinii wiem, co jest do poprawienia.
Ekshibicjonując się na blogu czy Facebooku, zwłaszcza fotografując moje sportowe „zmagania”, zastanawiam się czasem czy ktoś patrząc na to, nie zwija się ze śmiechu. Utarło się w mojej głowie dziwne przekonanie, że: fit-dziewczyna to taka, która wygląda jak zawodniczka Bikini Fitness, robi szpagaty, dźwiga ciężary i biega kilometr w 3 minuty.
Wiem, głupie to, ale ja mam chyba jakąś wrodzoną manię porównywania się do nieosiągalnych ideałów. No niby staram się w myśl zasady #lepszaja być najlepszą wersją samej siebie, ale wiecie jak to czasem jest 😉
W sieci dużo pisze się o hejtowaniu, obrażaniu innych, chowając się pod Anonimem.Nie rozumiem tego i chyba nigdy nie zrozumiem, jak ktoś z powodu niedowartościowania obrzuca innych mięsem i to często z czystej zazdrości.
Natomiast na „społecznościówkach” brakuje mi czasem właśnie tej konstruktywnej krytyki.
Żeby ktoś powiedział, źle to robisz – niżej tyłek, wciągnij brzuch, popraw to. „Lubię Cię” nic nie wnosi w naprawienie błędów treningowych. Tym bardziej, że podejrzewam iż blogi i różne „facebuki” odwiedzają czasem profesjonaliści.
Podobnie jest na siłowni – ktoś „kaleczy” ćwiczenia, a trener, który ma dyżur tego nie koryguje. Domyślam się dlaczego. Bo już tyle razy podchodził do tym podobnego „zawodnika”, a on tylko na niego fuknął i dalej robił po staremu. Czy tak jest również w social media? Osoby sensownie krytykujące nie spotykają się z uznaniem, tylko z fochem ze strony autora?
Ale żebyście mnie źle nie zrozumieli. Uwielbiam „lajki”.
One utwierdzają mnie w tym, że robię coś fajnego, komuś podoba się moja fascynacja kółkami czy drążkiem. W końcu – uważa, że odwalam dobrą robotę. Tylko szczerze, jak ktoś by mi napisał coś w stylu „i po co wypinasz ten tyłek”, czy „weź się za dietę, bo to niesmacznie wygląda”, to nie wiem czy potrafiłabym to olać i dalej robić swoje. Tzn. robiłabym, ale fotki obrabiałabym w fotoszopie hahahahaha.
Ponoć ilość hejtów świadczy o twoim sukcesie w wirtualnym świecie – im więcej tym lepiej.
W takim razie do sukcesu mam jeszcze krok milowy. I dobrze 🙂 Wcale się o nie nie upominam.