Krym część 3
Siedzimy w wypożyczonym aucie, na kolanach rozłożony przewodnik… RUSZAMY „W KRYM” 😉
Przewodnik opisuje Ałusztę jako piękne, malownicze miasteczko z mnóstwem pokoi do wynajęcia. Wyedukowani przez internet ;-), podjeżdżamy pod pobliski bazar 😮 i wyszukujemy… babuszki 😮 zdziwieni? Tak, tak, babuszka to m.in. krymski odpowiednik doradcy turystycznego 😉 tak bardzo w skrócie. Inaczej mówiąc jest to babina, którą bierze się do samochodu, a ona za niewielką opłatą wskazuje, w którym budynku są pokoje lub nawet całe mieszkania do wynajęcia. Hmmm, co kraj to obyczaj. Pełni optymizmu ruszmy w poszukiwaniu „noclegowni”. I jak się nietrudno domyśleć, jaki serwis taka usługa. Mieszkania makabra. Albo jakieś nory, albo niedokończone – segment z łazienką wielkości łupiny orzecha i surowym tynkiem na ścianach…
W końcu trafiamy nawet na fajne mieszkanie, co prawda na blokowisku, ale co tam. Dwa duże pokoje, łazienka, kuchnia, telewizor…nawet nam się podoba… ale jest jedno, ale 😮 „Przewodniczka” mówi, że mieszkanie jest do wynajęcia od zaraz, tylko na balkonie 😮 będzie spał „chadziaj” (tłum.gospodarz). Taaak. Rodzina, która jest właścicielem mieszkania, wyjechała na wieś na czas wynajmu, a Pan domu pracuje w mieście, więc musiał zostać… na balkonie. Niedowierzenie chyba bardzo malowało nam się na twarzach, bo „nasza” babuszka 😉 zaczęła przekonywać, że on tylko na noc będzie przychodził, prześpi się na balkonie, a rano do pracy jedzie… chyba słowa komentarza dodawać nie muszę? Uciekliśmy z „malowniczej” Ałuszty, której „kolorów” dodawały również, leżące przy blokach ogromne sterty śmieci.
Co robić? Stwierdziliśmy, że pojedziemy wybrzeżem na północ. W przewodniku napisane było, że wzdłuż wybrzeża Morza Czarnego jest mnóstwo miejscowości oferujących atrakcyjne pobyty w domkach. Wtedy jeszcze wierzyliśmy, że w przewodniku piszą prawdę (później już nie 😉 ), więc ruszyliśmy w trasę!
Widoki na trasie były naprawdę boskie:
Niestety tylko widoki. Powoli zaczynało się ściemniać, nie mogliśmy znaleźć żadnego lokalu… czemu? Lokale, które nam oferowali to różniaste domki. Na trasie stało dużo osób z kartkami, na których wypisana była oferta noclegu. Ale co to za domki były 😮 Poszłam na rekonesans. Miła Pani poprowadziła nas przez ogródek pełen uschniętych krzaków pomidorów 😮 i innych zaniedbanych warzyw do „luksusowego” baraku, w którym oferowała pokoje do wynajęcia. Straszne!
W pokoju były cztery tapczaniki i nic więcej się nie mieściło. Kuchnia to miejsce z kuchenką i blatem, nad którymi rozpostarta została plandeka. Nieźle 🙁 Pomyślałam, że chyba wolę już mieszkać w aucie 🙁 Pani jednak nie zrażona, stwierdziła, że ma coś dla nas. „Mieszkali tam Polaki, podobało się, Wam też się spodoba. I na uboczu jest”. I prowadzi przez kolejne krzaczory, aż moim oczom ukazuje się… przyczepa kempingowa 😮 Właścicielka otwiera drzwi, a tam… o boże, nigdy w życiu! Chyba zgromadzony tam był cały syf i brud świata 😮 Wtedy po raz pierwszy o mało nie zsikałam się w majtki ze śmiechu 😉 (sic.). Dostałam takiego ataku śmiechu, że prawie pokładałam się na tych uschniętych uprawach. Uwierzcie, to nie było z radości, to było z nieukrywanej rozpaczy! Gdzie są moje wymarzone wakacje?! Gdzie krymski lans i luksus opisywany w przewodniku. No gdzie?!
I jak myślicie, co było dalej? 😮 o tym za kilka dni 🙂
A tymczasem linki do poprzednich części:
nr 1 https://zabiegane.com/2013/05/moje-podroze-krym-czesc-1.html