Jazda na rowerze, czy to jest rzeczywiscie takie proste?!

Wydawałoby się, że jazda na rowerze to taka prosta sprawa. Praktycznie każdy od dziecka miał jakiś rower – Wigry 3, Jubilata z Rometu, albo już bardziej „na bogato” – BMXa. Kiedyś większość dzieciaków chciała na komunię rower – górski, taki z przerzutkami i grubymi oponami.

Podobna była i moja historia… Najpierw było Salto po siostrze, potem Jubilat na komunię, następnie „góral” z supermarketu, aż wreszcie górski porządny rower Giant, no i najlepsze co mnie w życiu spotkało to „pierwsza szosa” (rower szosowy).

Kiedy w 2016 roku zdecydowałam się na pierwszy start w zawodach triathlonowych, myślałam, że rower to najprostszy z elementów tej układanki.

W końcu nie raz przejechałam 50 km podczas wycieczki na dwóch kółkach, to i podczas triathlonu spokojnie dam radę. Nic bardziej mylnego!

rower

Na swoje pierwsze zawody Garmin Iron Triathlon rozgrywane w Piasecznie (1/4 IM, bo przecież na mniej nie będę startować) miałam rower pożyczony od koleżanki – mała szosa Btwin z Decathlonu.

Pojeździłam na niej trochę wcześniej, żeby się zaprzyjaźnić, ale nie był to rower rozmiarowo dobrany pode mnie, bez pedałów zatrzaskowych – byle tylko przejechać. Nawet kask miałam do jazdy górskiej, a nie szosowej. Ale to był dopiero początek przygody, więc nie wiedziałam, czy będę chciała kontynuować tę zabawę.

W miarę jak miłość do triathlonu narastała, przychodziła ochota na większą liczbę zawodów i dłuższe dystanse.  Pojawiła się również chęć posiadania własnego roweru, dopasowanego pode mnie, o trochę już lepszym osprzęcie, zatrzaskowych pedałach i oczywiście pięknym wyglądzie.

Zdecydowałam się na kwotę jaką chcę przeznaczyć na ten cel i rozpoczęłam poszukiwania. Ilość damskich rowerów szosowych na rynku wtórnym jest dość ograniczona, więc po krótkim czasie zorientowałam się, że w grę wchodzi jedynie zakup nowego roweru.

rower

Dość szybko znalazłam to, co mi odpowiadało w 100% – rozmiarem, osprzętem, ceną, a nawet wyglądem. Kupiłam Corrateca Dolomiti z osprzętem Shimano 105. Dokupiłam pedały z systemem zatrzaskowym Look, buty Specialized, kask Bontrager i rozpoczęłam przygodę.

Jazda na takim rowerze nie jest super łatwa od razu – przyzwyczajenie się do wpinania i wypinania butów przy każdym postoju, wymaga trochę treningu. Oczywiście nie obyło się bez upadków 😊

Następnie znalezienie fajnych tras, gdzie można pośmigać bez ciągłego zatrzymywania na światłach i rozwinąć już jakąś sensowną prędkość.

rower

Teraz mam swoje dwie ulubione trasy w Warszawie.

Pierwsza to ta na Górę Kalwarię, przez Wilanów, Okrzeszyn, Gassy, Kawęczyn, Cieciszew. Kończy się zazwyczaj kawą i ciastkiem w kawiarni „Góra Kawiarnia”, gdzie osoba bez roweru poczułaby się co najmniej dziwnie.

Druga to serwisówka przy S8, którą można jechać długie kilometry na południe od Warszawy.

Muszę przyznać, że jazda na rowerze stała się dla mnie najtrudniejszą częścią triathlonu. Na pewno jest łatwiej jechać na zamkniętych trasach, raczej dobrze przygotowanych i oznakowanych. Nie ma tam możliwości nagłego wyskoczenia kogoś na ścieżkę tuż pod koła, bądź kolizji z samochodem, ale przychodzą inne czynniki.

Trzeba cały czas cisnąć! Mocne nogi, mocna głowa, twardo, konsekwentnie i do samego końca. Dystans jaki jest do przejechania na rowerze podczas triathlonu, jest najdłuższy ze wszystkich innych. Zatem może mieć największe znaczenie w całkowitym rozrachunku, o czym przekonałam się na zawodach w Poznaniu w 2019 roku. Trzeci czas na pływaniu, trzeci na biegu, a rower ukończony dopiero z piętnastym czasem, co dało piątą lokatę.

rower

Doświadczenie z zeszłego roku mam jedno – muszę więcej trenować na rowerze.

Większość moich godzin treningowych spędziłam na bieganiu i pływaniu. Zimą rower to tylko kręcenie w miejscu, na trenażerze, co wymaga sporo samozaparcia. Trzeba mieć dużo cierpliwości i pamiętać, że tylko trening czyni mistrza i robić dalej swoje!

Powodzenia wszystkim życzę! 😊

Asia

Więcej o pasji Asi przeczytacie tutaj.