Kult ciała i/czy potęga umysłu?
Niedawno, na pewnym forum rozgorzała dyskusja, dotycząca coraz modniejszego kultu ciała, który odbywa się kosztem umysłu, czyli… rozumu.
Czy tak jest naprawdę?
Już od dawna pokutuje w społeczeństwie teza, że człowiek „napakowany” mięśniami jest półgłówkiem, który potrafi przerzucać ciężary, ale absolutnie nie potrafi myśleć. Taka opinia jest dość powszechna, a zarazem bardzo niesprawiedliwa.
Skąd zatem wziął się ten stereotyp?
Powszechnie uważa się, że ludzie „inteligentni” ślęczą przygarbieni całymi godzinami nad grubymi tomiskami książek, wciąż wysiadują w bibliotekach i czytelniach, wertując naukowe opracowania. Tracą wzrok przed monitorami komputerów, wyszukując w sieci najnowszych mądrości.
Oni nie mają czasu na takie „głupoty” jak siłownia, czy fitness…
Z kolei „mięśniak” to typ prymitywny, który często nie potrafi się wysłowić. Pracuje zawodowo fizycznie, bądź w najlepszym wypadku, zajmuje się czymś, co nie wymaga od niego zbyt dużego wysiłku umysłowego.
Jeszcze kilkadziesiąt lat temu takie stereotypy mogły być nawet zbliżone do prawdy…
Ale mniej więcej od drugiej polowy lat 60-tych ubiegłego wieku zaczęło się to stopniowo zmieniać. Początków owych zmian należy najprawdopodobniej upatrywać w Stanach Zjednoczonych, co nie powinno dziwić, skoro USA będąc krajem wysokorozwiniętym, miały także bardzo zaawansowane masmedia… Chodziło tu oczywiście o obrazy. Jak się łatwo domyślić, obrazy przedstawiające wizerunki, kreujące nowy model człowieka doskonałego fizycznie.
Kolosalny wpływ miały na to takie produkcje filmowe, jak Barbarella (1968 – z Jane Fonda w roli tytułowej), czy Herkules w Nowym Jorku (1969 – z debiutującym Arnoldem Schwarzeneggerem). Abstrahując od wartości artystycznej tego typu filmów, wykreowane zostały nowe trendy, które jednocześnie stworzyły istne „fabryki” do robienia pieniędzy, bazujące na upodabnianiu tysięcy kobiet i mężczyzn do super bohaterek i bohaterów z ekranów i billboardów.
I tak to się zaczęło.
Dbanie o sprawne i piękne ciało, stało się nie tylko modą, ale wręcz filozofią życia.
Z biegiem czasu rozpoczęła się ewolucja, zmierzająca w różnych kierunkach kultu ciała. Na ekranach kin pojawiali się kolejni super bohaterowie, którzy prócz muskularnych ciał, posiadali także niesamowite umiejętności walki. Na początku lat 70 – tych narodziła się nowa legenda – Bruce Lee. Głośny film – Wejście Smoka (1973), stworzył kolejny kierunek ewolucji. To już nie tylko kult ciała, ale i sprawności. Jak grzyby po deszczu zaczęły powstawać najprzeróżniejsze „szkoły wschodnich sztuk walki”.
Zapotrzebowanie na tego typu produkcje rosło bardzo szybko. Trudno się zatem dziwić, że pojawiało się też coraz więcej inwestorów, zdających sobie doskonale sprawę jak wielka żyła złota się za tym wszystkim kryje…
W 1976 roku powstała kolejna super produkcja – Rocky – z Sylvestrem Stallone. Przypominająca młodemu społeczeństwu, że oprócz wschodnich sztuk walki, istnieje także tradycyjny boks.
Na całym świecie błyskawicznie pojawiały się liczne siłownie, fitness kluby, kluby karate, kick boxingu, boksu i wiele, wiele innych. Coraz więcej ludzi zaczęło się interesować poprawianiem swojego wyglądu i sprawności fizycznej. Setki tysięcy osób zainspirowanych postaciami filmowymi, zaczęło uczęszczać na treningi. Na ulicach coraz częściej można było zaobserwować, jak młodzi ludzie popisują się swoimi umiejętnościami.
Oczywiście przemysł filmowy nie zasypiał. W latach 80-tych kontynuował produkcję tego gatunku. Conan Barbarzyńca (1982), Terminator (1984), Zaginiony w akcji (1984) – z Chuckiem Norrisem, Amerykański ninja (1985) – z Michaelem Dudikoffem, czy głośny – Krwawy sport (1988) z kolejnym bożyszczem tłumów – Jean Claudem Van Dammem…
To są tylko niektóre pozycje filmowe, które miały silny wpływ na kształtowanie świadomości, jak sądzę, wielu ludzi z tamtego pokolenia.
Obecnie rozpowszechnione kluby sportowe, nie mają już wiele wspólnego z dawnymi siłowniami, w których stałymi bywalcami byli osobnicy, przypominający napakowane sterydami monstra. Większość z tych klubów oferuje swoim klientom nie tylko możliwość treningu na siłowni, bądź zorganizowanych zajęć fitness – takie miejsca coraz częściej przypominają raczej ekskluzywne strefy relaksu, w których nie tylko można zadbać o ciało, ale także usiąść w wygodnym fotelu i wypić pyszny koktajl białkowy lub kawę czy herbatę.
W takich miejscach można spotkać dosłownie wszystkie typy ludzi – od studentów chcących poprawić swoją formę, po biznesmenów pragnących się odprężyć po całym dniu stresującej pracy. Coraz częściej spotykamy też osoby starsze, aktywnie spędzające swój czas. Ludzie przychodzą w takie miejsca nie tylko po to, aby uczynić z siebie „Adonisa” czy „Afrodytę”, ale także w celach zdrowotnych.
Warto też wiedzieć, że osoby, które dbają o swój wygląd fizyczny, są znacznie lepiej postrzegane w miejscach pracy. Ponieważ wysportowana sylwetka może świadczyć o umiejętności samokontroli, dyscypliny i realizacji postawionych celów.
Oczywiście należe zdawać sobie sprawę, że kult ciała może przybrać niekiedy chorobliwą formę, polegającą na potrzebie osiągnięcia świetnej sylwetki za wszelką cenę, odrzucając przy tym wszelkie inne wartości. Czasem nawet kosztem utraty zdrowia.
Są to jednak przypadki skrajne. We wszystkim bowiem warto zachować umiar. A czasem trzeba po prostu skorzystać z porady specjalistów. I do takiej właśnie misji powstał zawód –trenera personalnego, którego zadaniem jest nie tylko dbanie o prawidłowe wykonywanie ćwiczeń swoich klientów, ale także zachowanie równowagi pomiędzy treningami a codziennym życiem.
Nie obawiajcie się zatem, że kult ciała ograniczy w jakikolwiek sposób Wasze myślenie. W końcu do wszystkiego należy podchodzić z rozsądkiem. A dewiza – w zdrowym ciele, zdrowy duch – nigdy nie wychodzi z mody…
Artykuł „gościnny”, pochodzi ze strony https://trener-jacek-kremer.com/