Gimnastyka pasywna – przekonam się czy to działa
Jestem szczęściarą 🙂 W jednym z konkursów organizowanych na Facebook.com wygrałam pakiet zabiegów na ciało. Po indywidualnej konsultacji wybrano dla mnie dwa zabiegi. m.in. elektrostymulację, czyli gimnastykę pasywną. Hmmm do tej pory uprawiałam sport aktywny, a teraz połączę go z takim, który nie wymaga ode mnie żadnego wysiłku.
Elektrostymulacja polega na pobudzeniu mięśni przy pomocy prądu 😮 Mięsień, który dostanie impuls ulega takiemu samemu skurczowi, jak podczas tradycyjnych ćwiczeń. A co ja robię w tym czasie? Nic. Tylko leżę 🙂 Fajna alternatywa dla leniuchów, pod warunkiem, że działa. A jaka jest tego skuteczność – przekonam się po serii ośmiu zabiegów. Wg oferty mam być lżejsza, z mniejszą ilością tkanki tłuszczowej, wyrzeźbiona 😮 , bez cellulitu i w ogóle jędrna i piękna 🙂
Czy ktoś z Was „uprawiał” taką gimnastykę? Ciekawa jestem Waszych opinii.
AKTUALIZACJA: wrażenia prawie na żywo 😉
No i pierwsza sesja za mną. Powiem tak, gimnastyka pasywna przy wykorzystaniu elektrostymulacji, to nie jest to samo co relaksująca maseczka w gabinecie SPA, przy dźwiękach odprężającej muzyczki. Fakt, nie ma się przyspieszonego oddechu, człowiek się nie poci, ale daje w kość, tzn. w mięśnie. Elektrody miałam przyczepione do środkowej i przedniej części ud, na boczki i brzuch. Konsultantka obsługująca sprzęt, powiedziała, że będzie zwiększała moc prądu, aż stwierdzę, że poziom jest dla mnie wystarczający. Dodała jednak, że aby uzyskać efekt ujędrnienia, natężenie powinno być poza moją strefą komfortu, tzn. tyle ile mogę wytrzymać plus jeszcze troszkę. Najpierw było trochę lżej, ale na tyle intensywnie, że podskakiwały mi mięśnie pod wpływem impulsów. Pierwsze odczucie „ała boli”. Do czego mogę to porównać? Jakby ktoś bardzo mocno masował mnie wałkiem, który jednocześnie drży. Pomyślałam „nie fajnie”, a to jeszcze pół godziny. Ale po jakimś czasie mięśnie przyzwyczaiły się i poprosiłam o silniejsze impulsy. Na tyłek miałam max, brzuch falował a nogi podskakiwały. Spodobało mi się 🙂 O efekcie redukcji nie mogę mówić po pierwszym razie, ale po elektrostymulacji i krioterapii zauważyłam wyraźne ujędrnienie i wygładzenie skóry. Oby tak dalej.
A jeśli chodzi o krioterapię. To miałam założone specjalne legginsy sięgające do piersi i rękawki na ramiona, które nasączone były specjalnym płynem o aromacie mentolu i kamfory. Chłodziło strasznie. 25 minut sporego wychłodzenia. Czy przyjemne? No nie bardzo, ale do wytrzymania.
Podsumowując. Cieszę się z wygranej i z tego, że nie są to zabiegi podczas, których nic nie będę odczuwać i mieć wrażenia zmarnowanego czasu. Przede mną jeszcze 7 sesji i mam nadzieję, że z dnia na dzień efekty będą coraz lepsze. I nie było tak jak sobie wyobrażałam, że takie „wygodne” modelowanie sylwetki, to same przyjemności. Wręcz przeciwnie. Takim „zabiegom” towarzyszy jednak pewien dyskomfort i trzeba mieć trochę silnej woli, żeby je systematycznie wykonywać (2 razy w tygodniu). W pewnym momencie nawet sobie pomyślałam – chyba wolę siłownię i bieganie, bo jest łatwiej 😮 Jak widać osoby, które wybierają taką formę modelowania sylwetki też muszę trochę się pomęczyć.
Myślę, że fajnie jest połączyć tradycyjne ćwiczenia z takim „gabinetowym modelowaniem”. Dam znać czy po miesiącu rzeczywiście zauważę znaczną poprawę w wyglądzie mojego ciała 🙂