9. Półmaraton Warszawski oswojony
Udało się 🙂 9. Półmaraton Warszawski za mną! Czas taki, jakiego się spodziewałam na 2:08:51. Było słonecznie i bardzo ciepło. Przyroda rodziła się do życia, wiosna aż kipiała, więc przyjemność z pokonania takiego dystansu była dodatkowa 🙂
Już wiem, że nie mogę na trasie pić izotoników – po raz pierwszy napiłam się dziś, czego bardzo żałuję. Słodki ulep w ustach i kolka – nigdy więcej. Za to nietypowo wodę piłam na każdym „wodopoju” – poza ostatnim, bo stwierdziłam, że nie ma się co zatrzymywać, napiję się na mecie :-).
I koniecznie muszę coś zjadać około 18 kilometra. Ssie mnie wówczas strasznie w brzuchu i nie ułatwia to biegania. Energię muszę wówczas czerpać wyłącznie ze słońca 😉
I tyle. Było fajnie. Na mecie nogi sztywne, ale już je rozchodziłam 🙂
Czy warto?
Pewnie, po stokroć tak.
Przede wszystkim, żeby sobie sprawić frajdę, że z pozoru niemożliwe rzeczy da się jednak zrealizować.
Dla przypomnienia: jeszcze 10 miesięcy temu, po przebiegnięciu swojego pierwszego, „zawrotnego” dystansu 2,5 km, myślałam, że umrę, wypluję płuca, serce mi wyskoczy, a ja dostanę zawału i wylewu na raz 😮
Dziś: przebiegnięte 21 km i 97,5 m i tylko uśmiech na twarzy i radość w sercu 🙂
W tegorocznym Półmaratonie Warszawskim wzięło udział 11 149 zawodników. Rekord należy do mężczyzny – Kenijczyk Victor Kipchirchir 1:00:48. Wśród kobiet wygrała jego rodaczka Poline Wanjiku Njeru, która również uzyskała rekordowy wynik – 1:09.06.