Czy warto marzyć?

Albo nie, inaczej zapytam. Czy warto spełniać swoje marzenia? Zdecydowanie tak. Z całą stanowczością trzeba do tego dążyć. Dlaczego? O tym dowiecie się z tego wpisu.

Marzenia są siłą napędową większości ludzi. Ułatwiają podejmowanie wyzwań, dają nadzieję na lepsze czasy, czasem pozwalają przetrwać ciężki okres.

Niestety dorośli, którzy mają jakiś plan, często go nie realizują. Nie wierzą, że się może udać, że marzenie może się finalnie urzeczywistnić. Możliwe iż wynika to z lenistwa, innym razem z braku wiary w siebie, strachu czy z nacisku nieprzychylnych ludzi.

Ale kto nam zabrania marzyć? Nikt!

A skoro tak – nikt też nam nie zabroni marzeń realizować! Jedyną przeszkodą w osiągnięciu celu jesteśmy my sami!

Ja też miałam marzenie… Na samym początku mojej przygody z bieganiem, trafiłam w internecie na zdjęcia półmaratonu we Włoszech, nad jeziorem Garda. Uwierzcie, od razu zaczęłam marzyć. O wyjeździe, pięknej trasie wyścigu, niezapomnianej przygodzie i… o dystansie półmaratońskim. A ja przecież ledwo przebiegałam 5 kilometrów. Jednak z czasem, gdy biegałam więcej i dłużej, znów przypomniałam sobie o moim „włoskim marzeniu”.

Nie wiem dlaczego, ale jakoś początkowo wypierałam ten pomysł z głowy. Były półmaratony w Warszawie, potem plan na zrobienie Korony Półmaratonów Polskich 2017 (co udało się zrealizować). Ale jednak marzenie o połówce nad Gardą było wciąż żywe!

I bęc! Na co ja mam czekać? Nad czym się zastanawiać? Przecież to marzenie jest tak namacalne, że nie ma co myśleć, tylko trzeba działać!

Na szczęście wokół siebie mam osoby, które również lubią takie imprezy. Dwa telefony i… jedziemy!!!

Bilety, pakiety, spanie, plan podróży! Ba nawet zebrała się silna siedmioosobowa brygada biegaczy z Polski, chętnych na pokonanie 21 km trasy. Start z włoskiego Riva del Garda, dalej trasa prowadzi wśród masywu Dolomitów, a kończy się nad krystalicznym jeziorem Garda.

Wyruszyłam w podróż marzeń. Początkowo nawet nie myślałam tak o tej wyprawie. Ot, taki kolejny półmaraton, tylko „kawałek” dalej. Jednak wraz z pokonywanymi kilometrami półmaratonu, chłonąc atmosferę biegu, czyste powietrze oraz ciesząc oczy niesamowitymi widokami, zdałam sobie sprawę, że oto realizuję swoje marzenie sprzed kilku laty. Coś co kiedyś było mrzonką, okazało się proste w wykonaniu. Na 11 kilometrze chwyciło mnie takie wzruszenie, że myślałam iż się poryczę. Serio. Wyrwał się ze mnie emocjonalny szloch. Ale biegłam dalej, ze szczęściem wypisanym na twarzy.

Jak widzicie marzenia da się zrealizować. Jeśli są realne, a wymagają od nas jedynie pracy i determinacji, to bez trudu udaje się osiągnąć cel, które przynosi radość i spełnienie.

Teraz czas na kolejne wyzwania i układanie planów na przyszły rok i kolejne lata.

 

Z biegowymi pozdrowieniami

Edyta