Sielsko, anielsko… Mazury – cud natury.

Wakacje w pełni.

Część z Was pewnie grzeje ciała na słońcu, albo pływa w morskiej toni. Inni niecierpliwie odliczają dni do urlopu. Ale są też tacy nieszczęśnicy 😉 jak ja, dla których wakacje są już wspomnieniem. Za to jakim
Wraz z początkiem ciepłych dni szukamy ofert firm turystycznych, planujemy wyprawy, organizujemy przyjaciół, z którymi bawimy się najlepiej w czasie tych beztroskich, urlopowych chwil. Zwolennicy wojaży zagranicznych wykupują oferty u pośredników albo sami kupują lot w promocji 😉 i lecą w nieznane. Są osoby, które z pewnych względów wybierają polskie wakacje. I nie, nie, one wcale nie są gorsze od miejsc z kolorowych okładek folderów wycieczek zagranicznych. Nie zaprzeczę, że pogoda w Polsce bywa kapryśna i można trafić akurat na tydzień lipca z 15 stopniami Celsjusza i ciągłym deszczem. Ale bądźmy optymistami 😉 Może akurat na nas nie padnie.

Chociaż powiem Wam, że kiedyś na mnie trafiło. Pojechałam w Góry Stołowe z zamiarem długich, górskich eskapad. Po dojechaniu na miejsce była piękna pogoda, ale kolejnego dnia o poranku obudził mnie dziwny szum. Padało. Mało powiedziane – lało. I nie tylko. Burze, gradobicie. I jak tu wyjść w góry?! Na szczęście okolica obfituje w  podziemne atrakcje –  niedawno odkryte bunkry np. Riese, po których oprowadzają niesamowici przewodnicy, potrafiący swoimi opowieściami przenieść człowieka w czasy wojny czy kopalnie, np. srebrna. Było więc co robić. Tylko, że urlop miałam spędzić w górach, a nie pod ziemią 🙂
Ale wróćmy do meritum, czyli moich tegorocznych wakacji.
 
W związku z tym, że nie jestem typem leżing-plażging-smażing, a w tłum „Januszów” i „parawaningu” trzeba by mnie było siłą zaciągnąć, szukałam czegoś odpowiedniego. Przyznam, że jestem miłośniczką Warmii i Mazur – ciszy, zapachu lasu, chłodu jezior. Uwielbiam usiąść na pomoście i otoczona przyrodą, zatonąć we własnych myślach. A bieganie po mazurskich lasach… czy może być coś piękniejszego? 🙂

Padło więc na Mazury. Nie lubię siedzieć w jednym miejscu, więc może tak…rejs! Rejs żaglówką po mazurskich jeziorach, każdego dnia inne miejsce, wokół lasy, woda, szum żagli. Ach! Chciałabym tam wrócić 🙂

mazury

 

 

 

Może kilka słów o organizacji takiego rejsu, bo być może ktoś z Was chciałby wybrać się w mazurską podróż, a nie zna szczegółów. Żaglówkę można wyczarterować samemu, ale wówczas trzeba mieć stosowne uprawnienia lub dołączyć do grupy osób, która ma patenty a potrzebuje załogantów. Jeśli jednak chcemy popłynąć tylko ze swoimi znajomymi, najlepiej wynająć łódkę z kapitanem. Może kogoś na początku przerażać, że obca osoba będzie spała z Wami na jednej łódce, ale bez obaw, jak poczujecie klimat rejsów po Mazurach, to nic Wam nie będzie przeszkadzało. Ze swojej strony mogę polecić usługi Marka, który jest właścicielem łódki Twister26. W tym roku pływałam właśnie z nim, oferta z internetu, ale sprawdzona i naprawdę godna polecania. Kontakt przez Facebook <TUTAJ>

 

 

Co jest dla mnie istotne przy takim czarterze? Oczywiście poznanie kapitana (sternika). Osoba ta ma wzbudzać zaufanie i sprawiać wrażenie człowieka, który zna się na swoim fachu, a zarazem nie lubi niepotrzebnego ryzyka. Nie oszukujmy się. Woda to straszny żywioł, a jak dołączymy do tego wiatr na takich akwenach, to lepiej być w dobrych rękach. Zdaję sobie sprawę, że trudno jest „rozgryźć” kogoś po kilku rozmowach telefonicznych czy jednym spotkaniu. Dlatego też polecam usługi Marka 🙂

 

 

Jeśli zdecydujemy się na rejs, np. tygodniowy, to najlepiej z opcją spania na żaglówce. Oczywiście można wybrać wypoczynek łączony, tj. pływać w ciągu dnia na jachcie, a nocować np. w hotelu. Ale to już nie jest to samo. Poza tym mamy ograniczenia i zobowiązania, żeby danego dnia dotrzeć do miejsca, gdzie wykupiliśmy nocleg. A decydując się na pobyt tylko na żaglowce, stawiamy na spontan i wiatr we włosach 🙂 Jeśli mamy ochotę cumujemy w mieście i bawimy się np. w rozrywkowych i pięknych Mikołajkach, klimatycznych Piaskach, czy na wpół dzikich bindugach (polanki nad brzegiem jeziora). Rejs taki dostarcza też niesamowitych wrażeń. Przemieszczanie się przez kanały łączące jeziora, przepłynięcie przez śluzę Guzianka, gdzie zmieniany jest poziom wody, aby wypłynąć na akwen o wyższym/niższym poziomie (różnica poziomu wody około 2 metry), spotkanie z Konikami Polskimi w Popielnie, zwiedzanie osady Galindów… Poza tym pyszna rybka, szanty w tawernach, ogniska na wysepkach…

Uwielbiam. To jest mój żywioł i bardzo Wam polecam taką formę wypoczynku.

Zresztą zobaczcie na zdjęciach – czyż nie jest pięknie?

 

 

 

Mazury – polecam!