Czy można mnie nazwać fit-blogerką?

Tak mnie naszło… czy ja jestem fit? Niby mój blog mieści się w kategorii blogów o sporcie, bo to jest jego główna tematyka. Ale nie chodzi o sam blog, tylko o mnie.

W jakim celu wchodzicie i czytacie takie blogi. Żeby się zmotywować, patrząc na osiągnięcia innych, a może po to, aby poszukać inspiracji – nowych dyscyplin sportu, które zapobiegną nudzie w Waszym aktywnym życiu?
Czy wzorem do naśladowania może być przeciętny Kowalski, który lubi chodzić na siłownię, pobiegać po lesie, czy zjeść coś dobrego i zdrowego? Taka osoba jest w stanie „ruszyć Was z kanapy”? Przemówić do Was – „Ty też możesz wejść na zdrową ścieżkę i polepszyć jakość swojego życia”?

Wśród blogów jest bardzo dużo takich, które opowiadają historię osób nie mających kiedyś z aktywnym życiem nic wspólnego, często zajadający troski dnia codziennego, czy po prostu nie mający świadomości, że sport to nie tylko droga do zgrabnego tyłka, a przede wszystkim troska o swoje zdrowie i jakość życia.

Na pewnym etapie mówią sobie dość. Zaczynają ćwiczyć, zdrowo się odżywiać, gubić kilogramy, budować sylwetkę. Stają się innymi ludźmi. Wzorami dla milionów. Tymi, którzy pokonali otyłość, a przy tym zmienili swoje podejście do tego, czym jest standard życia. Że to nie jest obiad w Macu, czy pół brytfanki wuzetki w niedzielę po obiedzie, a aktywne spędzanie wolnych chwil i inwestowanie w swoje zdrowie.

Szczerze podziwiam takie osoby. Ich upór, determinacja, a wręcz zmiana osobowości bardzo mnie ujmuje. Kibicuje im z całego serca i sprawia mi radość, gdy piszą o swoich sukcesach związanych, czy to z lepszą sylwetką czy z poprawą wyników sportowych. No tacy to mogą motywować.

Inna grupa blogerów to dla mnie trochę tacy starzy wyjadacze. Co nie oznacza, że wśród nich nie znajdują się Ci, opisani powyżej. Tu są osoby, które startują w profesjonalnych zawodach takich jak bikini-fitness, biegają półmaratony w godzinę z hakiem, czy potrafią zrobić pięćdziesiąt pompek na jednym ręku 😉 Często instruktorzy fitness o nienagannych sylwetkach i prowadzący tak ściśle swoją dietę, że aż kręci się w głowie. Oooo, niedoścignione wzory, ale potrafią zmobilizować do wyjścia na trening.
Są również blogerzy, którzy z zawodowstwem nie mają nic wspólnego, nigdy nie byli otyli, ale np. w amatorskim sporcie pokazują aż za dużo dla przeciętniaka. Ultarmaratony, runmageddony (ach chciałabym pobiec, ale czuję się za „miętka”), crossfitowe wygibasy, szpagaty na rurce i tym podobne. I to dla mnie jest wow. Niby tacy ludzie jak ja, a zrobili tak dużo, osiągnęli tak wiele, tylko i wyłącznie dzięki swojej pracy. Są dla mnie ideałami i mi jest bardzo, bardzo wstyd, że czasem nie mam odwagi sięgnąć po coś więcej, zrobić czegoś spektakularnego.
Taka moja natura, że lubię czasem się nad sobą użalać 😮 i teraz jest ta chwila, kiedy to robię. Czasem wstydzę się, że prowadzę tego bloga i pokazuje swoje „wyczyny” sportowe. Specjalnie wyczyny są w cudzysłowie, bo tak naprawdę nie robię niczego extra. Chodzę na siłownię, bo lubię. Chociaż po tylu latach tej aktywności powinnam mieć ciało jak bogini. A nie mam!
Może jestem zbyt krytyczna dla siebie, ale czasem troszkę krępuję się swoich upublicznianych zdjęć. A nóż ktoś powie „z czym Ty do ludzi”… Niby krytyka jest potrzebna, ale… Czy taka osoba jak ja jest motywatorem, czy tylko chwilowym zainteresowaniem Czytelnika, bo ma na sobie np. spodnie z najnowszej kolekcji Adidasa 😉 Czy jest kimś, dzięki komu można rozpocząć przemianę w sprawniejszego i zdrowszego człowieka…
Spotykam się owszem z przemiłymi słowami, w których Ktoś mówi, że jestem inspiracją. Ale mi się wierzyć nie chce. Ja? Z drugiej strony na mój blog wchodzi miesięcznie od 6 do 10 tysięcy ludzi, a FanPage na Facebooku liczy ponad 2,5 tysiąca obserwatorów. To pozwala mi wierzyć, że jednak jest we mnie jakaś siła przekazu i nie muszę być gwiazdą fitnessu, kulturystyki czy czegoś tam, żeby Czytelnicy chcieli do mnie zaglądać…
Hmmm, pomóżcie mi rozwikłać tą zagadkę. Jak dobrym i nietuzinkowym trzeba być, abyście nas fit-blogerów regularnie odwiedzali, drodzy Czytelnicy?