Redukcja i moja cierpliwość, a może jej brak?

Zaczynam 4 tydzień redukcji.
Trzymam się diety raczej 😉 restrykcyjnie, chociaż przyznam, czasem wpadnie jakiś kabanosek czy kieliszek wytrawnego wina. No wiem, że nie powinnam, ale… No właśnie. To chyba pierwsza dieta, na której tyle czasu wytrzymałam, trzymając się planu. Nie jem słodyczy! Serio. Nie wierzyłam, że mi się to uda, bo zawsze byłam cukrowym potworem. Nie odczuwam nawet specjalnie potrzeby cukru, a jak mnie napadnie to ratuję się połówką banana – ale rzadko mnie to napada (ale jestem happy!). Biała mąka poszła w odstawkę, a jedyna którą stosuję w potrawach to owsiana (którą robię własnoręcznie), razowa i orkiszowa. A te malutkie wpadki, są naprawdę bardzo nieliczne.
A efekty. Przez pierwsze dwa tygodnie nic nie zauważyłam, tzn. żadnych spadków. Ale nie oszukujmy się, nikt po dwóch tygodniach nie widzi efektów redukcji, prawda? W trzecim jakby moje ciało zaczęło być bardziej zwarte, na brzuchu „coś” zaczęło się dziać i mięśnie na łapkach jakby wyraźniejsze.

 

Ale mi mało! Cierpliwość to nie jest moje drugie imię.Chciałabym już, teraz! Na ziemię sprowadzają mnie mądre rzeczy :-), które wypisują blogerzy na swoich stronach, na Facebooku. Wyniki wymagają czasu, wolnymi krokami do celu, nie od razu Kraków zbudowano itp. Ci którzy wstawiają metamorfozy, też nie oszukują, że super ciało zrobili w miesiąc.
Więc spokojnie, powolutku, konsekwentnie i do przodu! Uzyskam swój cel – zobaczycie. I wtedy Wam się pochwalę 🙂