Czy zawsze musi być życiówka?

Dziś biegłam w kolejnych zawodach biegowych, niewykluczone, że w ostatnich w tym roku – warszawski Bieg Niepodległości.

Impreza, jak zwykle, zorganizowana perfekcyjnie – od oprawy muzycznej, startu zawodników rozmieszczonych w sektorach w zależności od planowanego czasu pokonania dystansu, po przecudny wręcz medal.

Pogoda i temperatura były idealne do pokonania 10 km trasy. Na chwilę wyszło nawet słoneczko :-).

Ale ja nie o tym. Zastanawiałam się dziś, po co stratuje się w takich zawodach. I chyba głównym celem jest zrobienie życiówki – oficjalne pobicie własnego czasu na danym dystansie. Radość, gdy się uda i oczywiście rozczarowanie, gdy coś pójdzie nie tak.

Wiemy jednak, że zrobienie czasu zależy od różnych czynników, od kondycji fizycznej, po stan umysłu czy pogody. Nie mniej jednak, gdy wyjdzie nam gorzej niż założyliśmy jest gorycz. Ale zaraz, zaraz… czy o to chodzi w amatorskim bieganiu? Wyłącznie o czas? A gdzie zabawa, chłonięcie atmosfery biegu, rywalizacja z innymi pasjonatami biegania. Dotychczas myślałam, że właśnie ten drugi czynnik jest najważniejszy, takie zbiorowe przeżywanie biegowej euforii 🙂

I dziś właśnie chciałam tak pobiec. Bez spiny, z uśmiechem na ustach, machając do przechodniów, przybijając piątki kibicom i zatrzymując się na chwilkę na kubek wody w trakcie biegu. Było lekko, przyjemnie, fantastycznie. Niewerbalnie komunikując się z ludźmi zgromadzonymi na ostatnich kilometrach, nawet nie zauważyłam, że zbliża się meta.

Dopiero nagłe przyspieszanie innych biegaczy mi to uświadomiło. Mogłam i ja przyspieszyć, walczyć o lepszy czas. Ale nie taki był zamysł mojego dzisiejszego biegu. Docisnęłam tylko na ostatnich metrach, ale to i tak nie dało mi rewelacyjnego czasu. No i tu zaczynają się schody. Przekroczyłam metę, odebrałam cudny medal. Nie byłam nawet bardzo zmęczona. Cyknęłam sobie pamiątkową fotkę z kolegą, z którym biegłam (pozdrawiam Łukasz :-).

 

SMSem dostałam wynik : 56:07. Ok. Weszłam na Instagram, Facebook, a tam wszyscy chwalą się wspaniałymi czasami, życiówkami. I mi się jakoś smutno zrobiło. Buuu, a ja się nie mam czym pochwalić. A może trzeba było docisnąć i urwać te 2 minuty (wtedy byłaby życiówka 😉 ). A tu nic.

Ej no… Czy ja zawsze muszę być lepsza od samej siebie? !!! Jeszcze będą zawody, w których przełamię swoją barierę prędkości, a teraz powinnam się cieszyć! Jestem zdrowa, jestem sprawna, jestem młoda 🙂 , jeszcze pół życia przede mną :-).

Miłego 🙂