Jak to zrobić? … Sport

Ostatnio na blogach pojawiają się wpisy, mówiące o tym, że sport powinien być rozrywką, przyjemnością, sposobem na spędzanie czasu, a nie, tak jak dla niektórych, wyłącznie drogą do osiągnięcia zgrabnej sylwetki.

Na pewno w swoim otoczeniu macie ludzi, którzy cyklicznie, co kilka miesięcy postanawiają „coś ze sobą zrobić”, kupują karnet na siłownię, rozpoczynają dietę. Czasem udaje im się zgubić te kilka kilogramów (a czasami nie), po czym wracają do swojego kanapowo-chipsowego trybu życia, żeby na wiosnę na nowo ćwiczyć i kontrolować jadłospis.

Ale do czego zmierzam…

Mnie, na szczęście, udało się uzależnić od sportu. Nie wyobrażam sobie, żeby się nie ruszać, nie pobiegać, nie ćwiczyć. Nikt i nic mnie do tego nie zmusza. Po prostu dostaję tzw. „kaca moralnego” jak odpuszczę zaplanowany trening. Przyznam, że nie zawsze tak było. Jeszcze kilka lat temu, szłam na siłkę skwaszona i zrezygnowana. Ale znalazłam na to sposób. Jak miałam już dość siłowni, zaczęłam chodzić na fitness, jak to mnie znużyło – miałam przygodę z zajęciami na rowerach (Power Bike/Indoor Cycling/Spinning), itp. I tak się wkręciłam. Jakakolwiek forma ruchu stała się dla mnie przyjemnością. Ćwiczę dla zdrowia, dla kondycji, dla urody 🙂 ale też dla zgrabnej sylwetki. Aktywność fizyczna nie jest więc wyłącznie celem do uzyskania wymarzonych wymiarów. Ale jednak po części jest.

Naszła mnie więc refleksja. Obserwuję tzw. blogi fit, czy instagramowe motywatorki i zazdroszczę dziewczynom zgrabnych brzuszków czy smukłych nóg. Wiele można wypracować, ale najgorsze jest to, że wnerwia mnie, iż dwudziestokilkuletnia dziewczyna robi formę w parę, parenaście tygodni (w zależności od tego, od czego zaczyna i nie piszę tu o osobach ze sporą nadwagą), a ja się staram i staram i tylko jestem wobec siebie bardziej krytyczna.

Powiedziałam sobie dość. Nie będę się porównywała do dziewcząt często >15 lat ode mnie młodszych. Będę tylko lepszą wersją samej siebie. Wiem, wiem, nawet na Facebooku to hasło jest jednym z popularniejszych, ale chyba wreszcie to do mnie dotarło 🙂 I oficjalnie, przysięgam Wam, że nie będę się już dołowała, że nie wyglądam tak jak 20 lat temu.

Ubolewam nad tym, że tak mało jest blogów kobiet trzydzistoparo czy czterdziestoparoletnich, które mogą się wzajemnie motywować i wspierać. Którym upływający czas nie odbiera energii 😮 i urody. Absolutnie nie chcę tu stwierdzać, że blogi młodych dziewczyn mnie nie nakręcają do działania – gdyby tak było, to bym ich nie przeglądała 🙂 Ale szczerze napiszę, czasem czuję się trochę wyobcowana w gronie zgrabnych, młodziutkich ciał. Zastanawiam się, co ja tutaj robię i czy w ogóle mogę kogoś zmotywować do walki o lepsze ja.

Oczywiście bardzo dziękuję swoim czytelnikom, że jesteście, że wspieracie i komentujecie. Tym bardziej, że jest kilka osób, z którymi już poczułam więź, a raczej wirtualną nić porozumienia 🙂

Chciałabym, żeby chociaż promil tego co piszę na tym blogu, stał się elementem poszerzenia wiedzy czytelników, a moja postawa, raz na jakiś czas, zmotywowała do wyruszenia chociażby na intensywny spacer 🙂

A na koniec mój „wróg” (brzuch), którego będę próbowała troszkę polubić (pierwszy raz decyduję się umieścić takie „gołe” zdjęcie 😮 )