Przebiegłam – XXV Bieg Niepodległości w Warszawie

Dziś był piękny słoneczny dzień, idealny by uczcić tak ważną dla każdego Polaka – 95 rocznicę odzyskania niepodległości. Ja celebrowałam ją uczestnicząc w XXV Biegu Niepodległości w Warszawie.

Początkowo miałam nie biec. Obawiałam się śniegu, śliskiej nawierzchni, ale jak koleżanka powiedziała do mnie „no coś Ty, w takim biegu nie będziesz brała udziału?!”, to gdy tylko ruszyły zapisy, stałam się jednym z 12 000 uczestników tego wydarzenia.

Co prawda najpierw musiałam nastać się w kolejce po odbiór pakietu startowego (stałam około półtorej godziny 😮 ), ale to wyłącznie moja wina, bo zostawiłam to na ostatnią chwilę.
Ok, ale może kilka słów o samym biegu. Było bardzo uroczyście. Biegacze ubrani w białe i czerwone koszulki, ustawieni tak, że tworzyli polską flagę.

Przed startem odśpiewaliśmy Hymn Polski, no i ruszyliśmy 🙂

Tu brawa dla organizatorów. Podzielenie biegaczy na strefy, zgodnie z tempem w jakim biegają, pozwoliło uniknąć ścisku. Były 4 sektory i każdy z nich wybiegał po kolei, w odstępach około 3-4 minut. Trasa biegowa była szeroka. Rewelacja. Zwłaszcza w porównaniu do Biegnij Warszawo, gdzie ciągłe przewężenia powodowały, że ludzie musieli się ściskać, aby przebiec przez punkt kontrolny, dzięki któremu zaliczali kolejne kilometry. Nie było kuksańców na trasie, ani innych nieprzyjemnych incydentów.

Jeszcze jedna rzecz bardzo mi się spodobała. W sektorach biegli tzw. zające, czyli osoby, dzięki którym można było utrzymać tempo. Czyli biegnąc obok nich, miało się zagwarantowane zakończenie trasy w czasie, który widniał na baloniku trzymanym przez „zająca”. Baloniki były żółte, więc widać je było z daleka 🙂 I tak w moim, IV sektorze, były 3 takie osoby. Jedna narzucała tempo na 50 minut i dwie po 55 minut. Stwierdziłam więc, co tam, spróbuję trzymać się tego z balonikiem 55 minut.

No i udawało się, mimo, że miałam maleńki postój, bo sznurowadło się rozwiązało wrrrrr, jednak na 8 km trochę osłabłam i balonik zaczął się oddalać. Ale widziałam go 🙂 i biegłam dalej. Dziewiąty kilometr – wiadomo „run, run” 😉 i meeeeeta i jest ! 55 minut 18 sekund. No i fantastycznie zakończyłam ten sezon zorganizowanych biegów 🙂

Na mecie piękny medal 🙂

Tu z moją psiapsiółą, z którą zawsze biegam 🙂

A tu taka „ciekawostka” 😉 organizatorzy zapewnili napoje i banany, szkoda, że nie pomyśleli o większych koszach na śmieci 🙂

Taki, barwny, jesienny obrazek hehe